Etykiety

środa, 11 września 2013

Czego nie polecam!


Dawno mnie nie było... Nie oznacza to jednak, że zerwałam z moją kosmetyczną miłością! Wracam w lepszej formie i bogatsza o kosmetyczne doświadczenia :) Przez cały czas mojej nieobecności testowałam dziesiątki kosmetyków, co dało mi wiele tematów dla Was. Na pierwszy ogień idą buble. Bardzo nie lubię, kiedy kosmetyki nie spełniają obietnic producenta, a jeszcze bardziej wściekam się, kiedy działają zupełnie odwrotnie! Czas start!




Twarz


Krem Lirene, Dermoprogram, Cera naczykowa.



Krem niestety okazał się zupełnym niewypałem dla mojej buzi. Moja naczynkowa cera jest również delikatna jak to zresztą zazwyczaj bywa przy takich buziach. Dlaczego więc producenci zapominają, o tym? Od początku... Krem teoretycznie jest na noc, ale jak dla mnie jest mało treściwy. Po nałożeniu buzia świeci się niemiłosiernie, ale rano widać suche skórki! Nie zauważyłam specjalnej poprawy w kwestii moich popękanych naczynek. Nie pojawiły się w prawdzie nowe ( nie wiem czy mogę to zawdzięczać temu kremikowi), ale stare nawet nie zostały lekko uspokojone, były tak samo widoczne. Konsystencja dość przyjemna, krem jest naprawdę wydajny, ale jest jego zapach może być uznany za największą wadę i zaletę zarazem. Otóż krem pachnie według mnie bajecznie! Ja takie zapachy nazywam po prostu różowymi :) Lekko kwiatowy, słodki. Natomiast wydaje mi się, że w przypadku kremu do twarzy delikatnej ( bo z pewnością cera naczynkowa takową jest) to przegięcie. Wolę kremy bezzapachowe, bez niepotrzebnych substancji perfumujących, które mogą negatywnie wpłynąć na naszą cerę, a u niektórych powodować nawet migrenę. Szkoda bardzo, bo uwielbiam polskie kosmetyki.
Ocena 2/6.

Lirene dermoprogram, żel do mycia twarzy delikatnie kremowy


Dermoprogram Lirene rozczarował mnie kolejny raz. Producent zapewnia, że ten krem do mycia twarzy jest idealny dla cery z popękanymi naczynkami, suchej i skłonnej do podrażnień. Miałam wrażenie, że to będzie strzał w dziesiątkę i kosmetyk uszyty na miarę moich problemów z buzią. Niestety nie spełnił żadnego ze swoich zadań. Nie potrafił poradzić sobie z resztkami makijażu pozostawionymi przez płyn micelarny. Miało się wrażenie, że nie myje tylko oblepia. Produkt nie pieni się, a po spłukaniu buzia jest strasznie naciągnięta i sucha. Nie nadaje się do mycia oczu. Jeśli choć mała ilość dostanie się do oka piecze jak diabli. Zapach taki jak kremu z tej serii, tylko mniej nachalny.
Ocena: 1/6.

Płyn micelarny, Dermedic HydraIN3


Płyn w moim przypadku nadawał się jedynie do odświeżania twarzy. Kiepsko zmywał nawet podkład, zupełnie nie radził sobie z tuszem do rzęs a dodatkowo bardzo podrażniał moje oczy, a nigdy nie miałam z tym problemu. Przesusza i jest zupełnie niewydajny.
Ocena: 1/6.


Bioderma płyn micelarny


 O tym produkcie pisał już chyba każdy :) Zazwyczaj aż roiło się od ochów i achów. Nie mam pojęcia czy ja coś z nim źle robiłam? Dla mnie ten produkt jest niewypałem totalnym i cieszę się, że nie posłuchałam Pani aptekarki, która mnie namawiała na wersję 500 ml! Bardzo niewydajny, a przede wszystkim nie spełnia swojego podstawowego zadania. Ledwo radził sobie z moim makijażem oczu, który zazwyczaj składa się jedynie z tuszu i kredki. Poległ na tuszu wodoodpornym! No i nigdy wcześniej nie zużywałam aż tylu wacików przy demakijażu.
Ocena 2/6.


Usta


Tso Moriri raspberry natural lipstick


Zostałam na tę pomadkę namówiona przez Pana aptekarza. Dużej wielkości słoiczek z rzekomo cudowną apteczną pomadką o zapachu maliny hmm.... to brzmiało kusząco. No i się skusiłam. Po otwarciu zaatakował mnie przecudowny zapach mamby i na tym skończę pochwały. Super, że kosmetyk jest naturalny ale coś chyba poszło nie tak. Konsystencja pomadki jest jakby zważona! Trzeba się sporo namęczyć żeby ją rozsmarować na ustach a i tak często nie jest to do końcamożliwe i zostaje nam jedynie " pozbieranie" grudek z ust! Balsamik na ustach przybiera dziwny biały kolor, który wchodzi w załamania na ustach. Kolor, który widzicie na moich ustach to mój naturalny kolor, dałam tylko odrobinę tego mazidełka, żeby pokazać am jak się zachowuje na ustach. Jeśli nałożycie tego produktu trochę więcej usta wyglądają jak wysmarowane białym kremem. Miałam wielkie nadzieje wobec tego produktu! Lubie kibicować naszym markom, a jeśli dodatkowo robią naturalne kosmetyki to już wogóle. No ale zawiodłam się. Może jeszcze kiedyś skuszżę się na coś z ich oferty, ale z pewnością nie na pomadkę do ust.
Ocena 2/6.

Palmer's Dark Chocolate and Mint


Ta pomadka ocaliła się jeszcze tylko ze względu na to, że lubię przezroczyste produkty do ust. Stosowałam kilka kosmetyków marki Palmer's i raczej byłam z nich zadowolona a tu niestety bubel nad bublami! Pomadka pachnie jak sama nazwa mówi czekoladą i miętą. Nie jestem zwolennikiem takich mdławych zapachów no ale jakoś ten przeżyłam. Na ustach produkt delikatnie mrowi, tak dziesięć razy mniej niż carmex, ale coś tam czuć :) Zapach jest trochę nachalny, ale dla tych, którzy lubią czekoladę będzie jak znalazł! Opakowanie jest dość specyficzne, kształtem przypomina co tu dużo mówić zapalniczkę :) Nie wyczułam nawilżenia pomadka po prostu jest na ustach a po chwili znika i to tyle. A teraz najgorsze czyli smak. Nie jestem pożeraczem pomadek do ust, ale jedząc, pijąc a nawet mówiąc ( co zresztą ciągle robię) powodujemy, że pomadka wchodzi do ust. I tu zaczynają się schody. Produkt jest koszmarnie słodko-obrzydliwy, do tego często powoduje u mnie takie chemiczne drapanie w gardle. Ja nie jestem w stanie tego wytrzymać, wiec stosuję go tylko na noc :)
Ocena: 2/6.

2 komentarze:

  1. Piękne masz usta ! ;)
    P.S. chyba nie ma lepszej pomadki do ust, niż Carmex :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo dziękuję za miłe słowa :) Owszem, carmex jest w mojej czołówce balsamów do ust, ale polecam też spróbować truskawkowego chapsticka :) Mniam!

    OdpowiedzUsuń