Etykiety

niedziela, 19 kwietnia 2015

Moje pielęgnacyjne must have :)


Kochane wracam :) Tak, to moje postanowienie. Może nie noworoczne ale jednak. Uprzedzam, czy też może usprawiedliwiam się zarazem? nie będę tu codzienni,e ale będzie mnie więcej i częściej no i kusi mnie o poszerzenie moich wypocin o zakładkę lifestyle, gdzie pochwale się nowymi łupami szmateksowymi, dobrymi herbatami i wszystkim tym co mnie cieszy, a ostatnio cieszy mnie wiele :) No i tam będę też mogła trochę popisać o mojej walce z nietolerancją na gluten (czy na gluta jak to zwykłam gadać) i szukaniem motywacji na ruszenie tyłka z fotela. A i dzielenie się z Wami wspaniałymi chwilami z moją psią miłością! Co o tym myślicie? Siądzie? :)

Ale dzisiaj jeszcze pozanudzam kosmetycznie ;) A konktretniej przekażę Wam kilka moich sprawdzonych kosmetyków i gadżetów, bez których ciężko mi się obejść, a także które w większości są tak wielofunkcyjne, że mogą zastąpić inne kosmetyki w sytuacjach awaryjnych i co ciekawe, każdy z nich kosztuje mniej niż 10 zł :) Enjoy! 


Często podkreślam, że demakijaż to dla mnie podstawa. Jeśli tylko padnę i nie zdążę umyć mojej twarzy, to rano bardzo tego żałuję. Moja sucha i bardzo wrażliwa buzia jest skłonna do zapychania, a zatem i do zaskórników oraz innych niespodzianek. Niedokładny demakijaż, albo zbyt mocny narobi szkód z którymi walczę potem przez kilka dobrych dni. Moimi sprawdzonymi żelami do mycia buzi, którymi zazwyczaj zmywam codzienny makijaż (tusz, podkład, puder, róż), to delikatny żel-krem łagodzący bebeauty i Rival De Loop, Clean & Care, Seifenfreies Waschgel Ginkgo & Gurkenextract . Pierwszy z nich dostępny jest w regularnej sprzedaży w sieci sklepów biedronka za niespełna 5zł. Ma mocno wyczuwalny,ale miły kwiatowy zapach, lekko różową barwę, prawie wcale się nie pieni i wspaniale zmywa makijaż. Jest też niezwykle łagodny zarówno dla buzi jak i dla oczu, i nieprzeciętnie wydajny, choć ja z przyzwyczajenia za dużo go wyciskam. Dla mnie właściwie ideał! Zdarzało mi się nim umyć całe ciało i nie narzekałam :) Ewentualny mały minus można znaleźć w tym, że tuba nie jest przezroczysta przez co ciężej nam ocenić zawartość opakowania, ale ono samo w sobie jest tak miękkie, że bez trudu wyciśniemy ostatnią kroplę. Co ciekawę żel produkuje laboratorium Torf. Co to oznacza? Że mamy kosmetyk Tołpy w świetnej cenie :)



Drugi z żeli do mycia twarzy ma bardziej podstać żelu niż kremu jak było u poprzednika. Ma zdecydowanie mniej wyczuwalny zapach. Bardziej się pieni i ma to coś specyficznego po nałożeniu :) Otóż nakładając rossmanowski żel na buzię on jakby oblepia ją, jak sama nie wiem... silikon? Jak nałożona maska na odlew, ale tak przyjemnie, obkleja każdy centymetr, wszędzie dociera :) Niezwykłe jest to uczucie, serio :) Świetnie myje nawet całe ciało. Również nie wysusza i nie podrażnia. Tak samo kosztuje 5zł i można go spotkać w każdym Rossmanie, no i opakowanie pozwala kontrolować ile kosmetyku pozostało. Dla mnie bomba!



Do używania kosmetycznej wazeliny, przyznam szczerze musiałam dojrzeć. Co to za super kosmetyk, który nie pachnie, jest zwyczajnie przezroczysty i cholernie tłusty? Ha! To kosmetyk idealny! Kosmetyk wszelakich wypraw i wakacji! Nałożony na noc na usta, odżywi je, powiększy i dopieści. Na dłonie, zlikwiduje suchość a i odciskom pokaże gdzie ich miejsce. Stopom da ukojenie i poślizg przy masażu. Z braku laku nie tylko odżywi rzęsy ale i przyciemni, i brwi podkreśli. A paznokcie? A skórki przy nich? A odstające włoski na głowie? A oparzenia? Teraz rozumiecie jej fenomen? :)


Krem kozie mleko to kolejna perełka za piątaka. Jeśli nie mam czasu na sprawdzanie składów, szukanie nowych kosmetycznych odkryć lub zwyczajnie nie mam budżetu to sięgam po to cudo. Tłusty, pięknie pachnący mlekiem i wanilią, świetnie nawilżający krem. Nigdy nie zawiódł, nigdy nie zapchał. Pomimo tego, że jest niezwykle treściwy świetnie się wchłania! Opakowanie solidne, choć mało higieniczne.  Nadaje się jako balsam do ciała nawet tuż po goleniu, krem do stóp, dłoni. Taki nowy krem nivea.



Szczoteczka Curaprox 1560 może okazać się zbawieniem dla osób z krwawiącymi dziąsłami i wrażliwymi zębami. Mój model to najmniej miękka, czy zwyczajnie najtwardsza z całej kolekcji. Składa się z kępek setek drobnych włosków. Jest ich tam całe mnóstwo. Docierają wszędzie i wszystko wyczyszczą, ale niezwykle delikatnie! Mycie zębów tą pastą jest jak masaż, a sama szczotka czy też jej design ozdobą każdej łazienki. Występuje w wielu wariantach kolorystycznych, a ich cena zaczyna się od 10 zł.



Ten mały tusz do rzęs w tubce od Celii zrewolucjonował moje myślenie o tuszach. Okazuje się że szkopuł nie tkwi w samych szczoteczkach, tym czy są grube, czy cienkie, czy są silikonowe, czy nie. Otóż każda, ale to absolutnie każda maskara napełniona tym cudeńkiem okazała się być genialna! Wszystkie moje tusze aktualnie zostały wyczyszczone w środku i napełnione tą małą cudownością! Rzęsy mogę mieć sięgające aż za brwi, jeśli tylko mam na to czas i ochotę ;) Nie sklejone, bez grudek, owadzich nóżek i innych przekleństw i wszystko za 4 zł, dziękuję do widzenia. A jak to możliwe? A tak, że tusz do rzęs składa się z miliona małych włosków oblepiających nasze rzęsy, a to jak będą wyraziste, czy długie możemy do woli dozować. 


Skrobaczka do języka to kolejny gadżet bez którego nie umiem się już obejść. Nigdy nie byłam zwolenniczką szorowania języka szczoteczką, a już na bank nie tą samą co zęby. Niby głupie bo bakterie te same, ale jakoś napawało mnie to obrzydzeniem :) No i co najgorsze nigdy ten język nie był do końca czysty i zawsze jakiś kolorowy w zależności od tego co zjadłam :) A jak wiadomo język to siedlisko bakterii, co za tym idzie również nieświeżego oddechu. Skrobaczka okazała się być czymś idealnym dla mnie. Dlaczego? W czym jest lepsza od szczoteczek? Otóż ja drodzy Państwo należę do osób z natury leniwych i szybko zniechęcających się, a jak jeszcze mam się napracować kiedy oczy się kleją i właściwie zasypiam już nad umywalką, to zwyczajnie to olewam. A tu szast prast i język czysty :) Skrobaczka jakby delikatnie zdziera warstwę z języka, a co za tym idzie te cholerne bakterie :) No ale radzę uważać! Wystarczy przejechać raz w danym miejscu na języku, ja na początku nie zdawałam sobie sprawy z mocy tego ustrojstwa i oczywiście sobie język skaleczyłam. Cena zależy od miejsca, ja na wsi u rodziców dorwałam za 3 zł :)



Znacie, lubicie wskazanie przeze mnie produkty? Jakie są Wasze must have? No i co myślicie o zakładce lifestyle?

Całuję, A.

2 komentarze:

  1. Z ta szczoteczka musisz mieć faktycznie niezły design w swojej łazience ;) co do "skrobaczki" jezykowej potwierdzam: super sprawa!
    P.s. Oczywiscie nie moge sie juz doczekać Twojej psiej miłości przelanej na bloga;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za miłe słowa :) Skrobaczki rządzą!

    OdpowiedzUsuń